Zakładki |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Zestaw spławikowy - zestaw prosty i bezpieczny
Gdy zaczynałem swoje pierwsze wędkowanie w latach 60-tych mój zestaw spławikowy był tak prosty, że do dziś zadaję sobie pytanie, jak to było możliwe, że wogóle coś mi brało i wogóle wyciągałem ryby. Wędką był kawałek bambusa kupiony w sklepie sportowym, kołowrotek oczywiście z ZSRR o szpuli ruchomej za 45 zł, no i żyłka grubości 0,25 mm o wytrzymałości 2,5 kg, haki oczywiście druciaki, a obciążenie to kawałek taśmy ołowianej i spławik pióro (chyba z gęsi), dokładnie już nie pamiętam. Z tak przygotowaną wędką byłem 'panisko' jak się patrzy, stawałem więc w szranki z kolegami, którzy dysponowali podobnym sprzętem, zabawy i uciechy było co nie miara.
Dziś sprzętu mamy pod dostatkiem, do wyboru, do koloru, tylko trzeba mieć na to fundusz, który nieraz utrudnia co niektórym zakup dobrego sprzętu. Ale do rzeczy.
Chcę Wam przedstawić po krótce mój sposób przygotowania zestawu spławikowego i tak przygotowanym zestawem nieraz zdobyłem czołowe miejsce na zawodach spławikowych.
Zacznę od żyłki głównej. stosuję dwa rodzaje żyłek, a więc żyłkę RED DEVIL oczywiście matchowa, tonąca o grubości od 0,14 mm , 2,80 kg wytrzymałości, 0,16 mm - 3,85 kg, 0,18 mm - 4,55 kg, a także niezawodna TRABUCCO o podobnych parametrach.
Jako przyponówki, a są to żyłki przeźroczyste ULTEGRA SILIK SHOCK firmy SHIMANO, STROFT. oraz SUPER STRONG, firmy TRABUCCO, oczywiście sprawdziłem i stosuję je od kilku sezonów, naprawdę dobre, polecam.Ciężarki stosuję przelotowe o bardzo małej gramaturze ponieważ chcę uniknąć zgniecenia żyłki. Każda śrucina w pewnym stopniu ściska nam żyłkę osłabiając ją , co skutkuje zerwaniem zestawu. Zakładam specjalny mały krętlik z agrafką do którego dopinam spławik, jest to bardzo praktyczne przy wymianie spławika, następnie zakładam jak najmniejsze stopery gumowe celem regulacji krętlika lub ciężarka przelotowego.
Tak założone ciężarki i stopery rozmieszczam równo na danej odległości, pamiętając bo te największe ciężarki były umieszczone jako pierwsze od krętlika to znaczy, jeśli spławik ma wyporność 2,5 grama to za krętlikiem zakładam 1,5 grama. później 0,5 grama i na koniec mała śrucina 0,4 grama, ale zakładam ją na oczko związanego przyponu.
Wiadomo krętlik też ma wagę , stopery też , więc tak przygotowany zestaw spełnia swoją wyporność, a ta mała śrucina leży na dnie i super spełnia mi zadanie .Małe podniesienie jej i spławik wynurza się , sygnalizując branie. I oto właśnie mi chodzi. Gdy już mamy wszystko gotowe zabieramy się do wędkowania.
Życzę udanych połowów i połamania kija.
Przynęta na leszcza
Pęczak wsypuje do materiałowego woreczka, dodaje 2 rozgniecione ząbki czosnku, zawiązuje woreczek i wkładam do garnka z gorącą woda. Do woreczka dobrze jest przywiązać kawałek cienkiego sznureczka aby łatwiej było go wyjąc z wody oraz podnosić w trakcie gotowania, aby nie przylgnął do dna. Gotujesz ok. 1 1/5 godziny...
Jeden, jedyny rzut
Delikatnie podciągam żyłkę kołowrotkiem by odłożyć wędkę na podpórki. Już ją odkładam. Silne szarpnięcie! Zastygłem w bezruchu. Miras spojrzał na mnie pytająco. Nie odpowiedziałem, tylko wzruszyłem ramionami. I w tym momencie... trrrrrrrrrrrrrrr, trrr, trrr, zacięcie. Zrobiłem to bezwiednie .

Historia ta miała miejsce pod koniec czerwca 2007 roku.
Był ładny, słoneczny dzień. Ciągnęło mnie nad wodę, ale poprzedniego dnia nie dość, że w pracy dano mi popalić, to skosiłem trawę na działce którą przez wędkarstwo okrutnie zaniedbałem od kilku tygodni. Że działka dość duża, to pojawiły się zakwasy. Jakoś nie mogłem się zdecydować na wypad. Zmęczenie i ból ramienia skutecznie powstrzymywały mnie przed wyjazdem. No ale od czego ma się wiernego kompana? Już miałem ułożyć zwłoki na kanapie i z piwkiem w jednej a z pilotem w drugiej dłoni oddać się przeglądaniu „kanału” na kanałach w telewizorku, kiedy spokój mego ducha zburzył odgłos dzwoniącego telefonu. Była sobota, może około południa. Nie chciało mi się wstawać by odebrać telefon. Ale od czego ma się kochaną żoneczkę?! Odebrała i przyniosła mi aparat.
- Halo….. Jęknąłem bez entuzjazmu.
- Hej stary! Rusz dupsko, bo 'klara' (u nas to słońce) grzeje, a woda się gotuje! Robale mam!
Kluchy weź z zamrażarki, kup jaki browar po drodmze i dawaj Mirek, bo jak ciebie nie ma, to
ani za cholerę brać nie chcą!
- Jasne, odbąknąłem. Nie chce mi się, bom nieziemsko umęczon.
- Ty nie chrzań głupot, bo mnie tu krew zaleje jak nie przyjedziesz!
- Dobra, moja strata.
Kupiłem po browarze, wsiadłem do mojego przerdzewiałego, rozpadającego się Tico i po godzinie byłem już na miejscu. Miras, szczęśliwy że mnie widzi, od razu …….pssssssssst, otworzył piwko i rzucił na powitanie:
- No stary, teraz to dopiero połowimy! I ty chciałeś w chałupie siedzieć dzwońcu jeden?
Odparłem:
- No co się tak podniecasz? Bierze coś?
Miras spojrzał na mnie lubieżnie i powalił mnie stwierdzeniem:
- Ja nie wiem co ty jarałeś, ale też to chcę! Od wczoraj zaklinam sandała i nic. Po to cię tu
ściągnąłem, bo ty zawsze mi farta przynosisz.
No i wszystko stało się jasne. Okazało się, że od wczoraj nic nie drgnęło, tylko się robaki potopiły, skończyło się piwo, kawa wystygła w termosie, a nieboszczyk zarzucony na sandała zdążył się wymoczyć jak śledź na Wigilię. Tak pobudzony odparowałem:
- Wiesz co Miras, tu masz kluchy, tu browarki, ty sobie dalej zaklinaj tego sandała, a ja się uwalę
w cieniu na fotelik i przytnę sobie komara, bo mi jakoś to wszystko za dobrze nie wygląda.
Mirek oczywiście machnął ręką jak to ma w zwyczaju i z zapałem zaczął zwijać zestawy, by je przerzucić. Rozłożyłem sobie fotel, oparcie na półleżąco i opadłem nań jak kłoda. Leżałem sobie wygodnie. Przez wpółotwarte powieki spoglądałem na niebo prześwitujące przez liście nad moją głową. Białe jak łabędzi puch chmury leniwie przesuwały się na południe. Wiatr leciutko tylko głaskał mnie po twarzy, a trawy i trzciny wolno kołysały się pod jego dyktando. W pewnej chwili na moich nieruchomych nogach usiadł trznadel i skacząc wesoło szukał okruchów. Odleciał dopiero gdy Miras się poruszył. Obserwowałem ptaki lecące wysoko. Krążyły, opadały, wznosiły się jeszcze wyżej, i wyglądało to jakby tańczyły. Kilka rybitw z właściwym sobie wrzaskiem spadło do wody i podrywały się kolejno unosząc w dziobach uklejki. Uśmiechnąłem się pod nosem i zadowolonym tonem oznajmiłem:
- Ty! Miras! Ty weź se daj siana. Co ty tam kombinujesz, że ci od wczoraj nic nie pobiło? Weź
sobie popatrz na te rybitwy. One problemu nie mają.
Na to Miras odparł, że jak jestem taki cwany, to mam pokazać jak to się robi. Ale ja nie byłem jeszcze gotów i wolałem kontemplować cudowny dzień. Widziałem jak wśród tataraku wesoło przemykają badylarki. Jakież one są zwinne - pomyślałem. A te ptaki tak precyzyjnie lądujące na łodygach trzcin….. Jak to wszystko do siebie pasuje. Jakiś trzmiel chyba się zagapił, bo walnął mnie w policzek i spadł na ziemię. Gramolił się niezdarnie do momentu kiedy odzyskał prawidłową pozycję i odleciał robiąc kółko nad moja głową, jak gdyby chciał pokazać że mam fioła bo leżę mu na drodze. Poniekąd to prawda, bo to w końcu ja wkroczyłem na jego teren. Chyba się w końcu zdrzemnąłem, bo gdy jakiś głos zapytał: - No i jak koledzy? Rusza się coś? To nie bardzo mogłem szybko zebrać myśli i dopiero po kilku sekundach zdobyłem się na odpowiedź:
- Eeee tam. Ja studiuję piękno świata, a kolega od wczoraj topi robaki i truposza rozpuszcza.
Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę ze starszym panem, po czym Miras zakomunikował, że albo wezmę się w końcu za kije, albo on mi podziękuje za towarzystwo, bo mogłem wcale nie przyjeżdżać skoro nie ma i tak z kim pogadać. Spojrzałem na zegarek. Była już 18.30. Nooooooooo! Proszę państwa! Można wiele zrozumieć, ale przyjechać nad wodę z kijami i ich nie zamoczyć? Przystąpiłem do działania. Przygotowanie sprzętu zajęło mi kilka minut. Fotel postawiłem po prawej stronie Mirasa, bo wiem, że ma on tendencję do lewicowania rzutów, a ja z kolei lekko prawicuję. Tak więc po uzbrojeniu zestawów, odpowiedniej regulacji podpórek, załadowaniu domowego wyrobu zanęty do koszyczków, zapytałem kolegę gdzie ma utopione te robale i truposza. Miras określił z dokładnością co do metra położenie swych przynęt, a ja zakomunikowałem, że będę ciął na prawo od niego o jakieś 5-6 metrów na tę samą wysokość, czyli kilka metrów od skraju wyspy leżącej naprzeciwko nas. Miras stwierdził:
- Tyyy. Coś ty tam powiesił na tych hakach? Kukurydza? Tu? Na tej wodzie i w tym miejscu? Daj spokój… wiesz że tu kluchy i kulki w modzie. Co ci teraz pod wieczór na to weźmie? Na sandała trupa zamocz.
Odparłem ze stoickim spokojem:
- Ty Miras moczysz trupa od wczoraj i co? Kulek nie wziąłem, Robale im nie smakują, boś ich
potopił od wczoraj z pół kilo, to trzeba kurcze coś innego zadać, a wtedy może coś zassie.
Ja ci powiem, że na kukurydzę w zeszłym roku zaczepiłem szczupłego. Ale mały był, taki ze 34
Centymetry.
Miras stwierdził że w sumie to mu wszystko jedno na co łowię i mam robić co chcę. No i przygotowaną karpiówką wycelowałem na skraj wyspy i…………. Poleciała.
Wydawało się że lot koszyczka będzie trwał wiecznie. Sunął w powietrzu jak na filmie w zwolnionym tempie. Śledziłem jego lot, by w odpowiednim momencie przytrzymać żyłkę i wyhamować rzut. Palec, żyłka zwalnia, delikatnie kładę kij amortyzując impet zestawu. Teraz plusk 40 gramowego koszyczka o wodę. Delikatnie podciągam żyłkę kołowrotkiem by odłożyć wędkę na podpórki. Już ją odkładam……….. Silne szarpnięcie! Zastygłem w bezruchu. Miras spojrzał na mnie pytająco. Nie odpowiedziałem, tylko wzruszyłem ramionami. I w tym momencie…… trrrrrrrrrrrrrrr, trrr, trrr, zacięcie. Zrobiłem to bezwiednie. Zdecydowanie, ale delikatnie, z wyczuciem. Zwijam żyłkę i obserwuję wędzisko. Karpiówka 3 lb. Jej praca od razu zmusiła mnie do poluzowania hamulca. Ryba jakoś dziwnie się zachowywała. Pozwalała się prowadzić wprost na kij, by po kilku sekundach ruszyć jak lokomotywa w przeciwpołożną. Kilka zakosów na boki i znowu luz. Ale żyłka 0.35 i przypon z plecionki, więc co mi tam. Z czuciem, ale zdecydowanie. Hol trwał może dwie, może trzy minuty, a ja miałem wrażenie że minęła godzina. W końcu Kol.Miras nakręcony jak bąk, chwycił podbierak i ruszył na odsiecz. Nie pamiętam samego momentu podebrania. Słyszałem tylko jak Miras wrzeszczy w niebogłosy:
- Sandał! Jak Boga kocham sandał jak z bajki! Mirek! Ty mnie dobijasz!
Istotnie, ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu w podbieraku tkwił piękny sandacz. Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem a ja odwzajemniałem to zdziwienie. On chyba tak samo jak ja nie mógł się otrząsnąć i nie wiedział jak to możliwe. Oczywiście dokonaliśmy pomiaru. Piękne, równe 85 centymetrów.
Miras oczywiście pierwszy się ocknął:
- Kurcze Mirek! Ja od dwóch dni i całą noc próbuję go zaczarować, a ty sru! Jeden jedyny rzut i od razu pobił! I to na kuku?!
Myślę że na kukurydzę zareagowało coś małego, a sandacz był przyłowem, jednak rybki w pysku nie miał i był pięknie zacięty w kącie paszczy.
Po tym spektakularnym zdarzeniu siedzieliśmy przy kijach do następnego południa. Niestety, tylko w nocy podeszło kilka leszczy. Tak więc nie istnieje reguła i gotowy przepis na zaczarowanie ryby. Bywa, że decyduje ten jeden jedyny rzut w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie i to ten rzut decyduje o powodzeniu, lub niepowodzeniu wyprawy. Do dziś Miras błaznuje gdy jedziemy na ryby razem, że koniecznie mam zarzucić jako pierwszy, bo mu pecha przynoszę kiedy jest odwrotnie. To oczywiście takie koleżeńskie żarty, a nie zazdrość, bo znam gościa od lat i wiem, że niejedną przygodę jeszcze razem przeżyjemy i zawsze możemy na siebie liczyć. Takich rzutów i Wam życzę. Nie, nie jednego, ale większości. Wszystkich zaś nie, bo kto by miał przyjemność z takiego wędkowania. A co zrobiliśmy z sandaczem? To już pozostaje moją słodką tajemnicą. W każdym razie nie wisi u mnie na ścianie jego głowa. Połamania kijów i przyrostu mocy!
Spławik–Sygnalizacja brań
Publikując ten materiał może i odkrycia jakiegoś nie zrobię i poruszę sprawy dla niektórych wiadome , ale na tym portalu jest wielu nowicjuszy i takich którym te rady się przydadzą . Chcę omówić temat rodzajów sygnalizowania i jak powinno się montować zestaw aby te brania były widoczne . Niejednokrotnie widziałem nad woda że większość wędkarzy stosuje nieprawidłowe spławiki i źle wyważone , co stawia ich w drugim rzędzie względem skuteczności łowienia ryb , a zwłaszcza takich które delikatnie biorą i są bardzo nieufne wszelkim zanętom . Swoje rozważania rozpocznę od spławików , a następnie przejdę do sposobu wyważania i na koniec o sposobach sygnalizowania brań .
Głównie łowimy na dwóch rodzajach łowisk , a mianowicie przepływowych i o stojącej wodzie . Spławiki używane na tych wodach różnią się w dużym stopniu od siebie i spławiki na wody przepływowe (rzeki , kanały ) powinny charakteryzować się małą powierzchnią stawiającą opór wodzie , a więc muszą być krótkie o zwiększonej średnicy . Kształt raczej to będzie kulisty , lub odwrócona kropla . Do nich również można zaliczyć spławiki dyskowe pana Gutkiewicza ,ale tylko przy metodzie wyczynowej , gdzie jest krótko trzymany (po prostu te spławiki przy połowach innymi metodami lubią dryfować w kierunku brzegu , lub środka rzeki ) . Na wodach stojących lub o małym ruchu zasada jest odwrotna , a mianowicie powierzchnia może być duża ale średnica jak najmniejsza zwłaszcza przy powierzchni wody . Są to spławiki wydłużone , o kropli wydłużonej i zwężające się w kierunku antenki sygnałowej (różnice przedstawia rys.1) . Teraz kilka słów o wyważaniu tych spławików . Aby dobrze były widoczne brania (zwłaszcza delikatne) należy zastosować tyle śrucin aby tylko sama antenka wystawała z wody i jedynie możemy trochę nie do gruntować spławiki na rzekach (różnica musi być nie duża) i tak aby tylko sam koniuszek korpusu wystawał . Śruciny oczywiście rozmieszczamy tak aby największy ciężar skupiał się w takim miejscu w którym pozwoli utrzymać spławik zbliżony do pionu , a jednocześnie przynętę umieści na dnie lub tuż nad dnem . Najczęściej stosuje się obciążenie zwiększające się do spławika (zaczynając od haczyka to pierwsza sygnałowa śrucina powinna być jak najmniejsza i kolejne stopniowo zwiększamy przybliżając się do spławika ) ,drugim sposobem jest tak zwane skupienie jedno punktowe obciążenia , ale ten drugi sposób używają bardzo doświadczeni wędkarze , gdzie wiedzą na jakiej wysokości można umieścić ciężarek względem siły nurtu ( przykłady wywarzania przedstawia rys.2). Ja zawsze przed wyprawą na ryby robię wyważanie w domu w butelce 1,5 litrowej po napoju (zdjęcie po niżej ) a następnie nad wodą rozmieszczam je tak aby dopasować do łowiska (przesuwając je na żyłce i dociskając) . Mając wyważony spławik musimy ustalić głębokość łowiska i odpowiednio ustawić zestaw i to przedstawia rys.3 . Możemy teraz przejść do sposobów sygnalizacji brań . Pierwszym najczęściej spotykanym sygnalizowaniem jest zatopienie spławika , a mianowicie ryba biorąc połyka przynętę przemieszczając się na bok , lub w głębsze rejony wody (rys. 4).W taki sposób głównie biorą małe Płocie i ryby intensywnie żerujące . Drugim sposobem sygnalizowania brań jest częściowe przytopienie spławika (rys.5) , gdzie ryba stoi w miejscu , a jedynie trzyma przynętę , smakując ją . Przy tym braniu spławik może nieznacznie przytopić się i jeżeli dobrze nie obserwujemy go to po prostu nie widzimy tego brania . Również jest niekiedy mylone z zaczepem (zwłaszcza na rzekach) . Do ryb tak biorących można zaliczyć Brzany , Świnki , Kiełbie i ryby podczas słabego żerowania . Jako trzeci sposób sygnalizowania należy wymienić przemieszczanie się spławika i wygląda to jakby spławik sam płyną (Rys.6) . Najczęściej takie sygnalizowanie towarzyszy przy braniach Karpi i Karasi . Ostatnim , wymienionym przeze mnie sposobem jest wynurzenie się spławika , czyli jednym słowem wypływa nad wodę i niejednokrotnie kładzie się na nią . Jest to spowodowane podniesieniem przynęty z dna wraz z obciążeniem , a głównie śruciną sygnałową (Rys.7) . Do ryb tak biorących można zaliczyć Liny , Jazie i Leszcze . Ryby jakie wymieniłem przy sposobach sygnalizowania są tylko przykładami i nie należy tylko do nich przypisywać takie sygnalizowanie , bo i inne gatunki mogą podobnie się zachowywać i to zależy od intensywności żerowania , ostrożności ryb jak również od pory dnia i roku .
Jak widzimy to bardzo ważną sprawą przy połowach na spławik jest obserwowanie go i reagowanie na różnego rodzaju ruch i czym dłużej łowimy tym bardziej nabieramy doświadczenia na prawidłowe odczytywanie każdego ruchu tego spławika .
Mam nadzieję że to co napisałem przyda się niektórym wędkarzom i pomorze w jakimś stopniu podczas wędkowania i wzbogaci wiedzę na temat łowienia ryb metodą spławikową .
-
Spławik w nurcie
-
Wyważanie spławików w domu
-
Rys.1 - Prawidłowe zestawy
Na zakupy za relację z karpiowania - konkurs 7.06.2010
Ogłaszamy nowy konkurs, tym razem adresowany do karpiarzy. Na autorów najlepszych relacji z wypraw karpiowych czekają bony na zakupy w sklepie wędkarskim Exide24.com o wartości 300, 200 i 100 zł. Wyłaniamy zatem aż trzy prace. Konkurs trwa do 9 czerwca godz. 23.59 włącznie. Sponsorem konkursu jest sklep wędkarski Exide24.com.
Nasz nowy konkurs, to wspaniała gratka dla karpiarzy. Wystarczy przygotować się na wyprawę karpiową, a następnie ją zrelacjonować na wedkuje.pl. Kategoria konkursowa, w której toczyć się będzie rywalizacja brzmi: najlepsza relacja z karpiowania. Uwaga! Relacja musi być obowiązkowo opatrzona zdjęciami, im będzie ich więcej, tym lepiej. To właśnie ich ilość oraz jakość będą ważyły na ocenie całości.
Rywalizacja trwa od momentu ogłoszenia konkursu do 9 czerwca godz. 23.59 włącznie. Wyboru zwycięzcy dokona Jury konkursowe wedkuje.pl.tl
Nagrodami w konkursie są bony na zakupy w sklepie Exide24.com:
1 miejsce – 300 zł;
2 miejsce – 200 zł,
3 miejsce – 100 zł
UWAGA UWAGA !~!
UGÓR WYŻEJ WYMIENIONY KONKURS JUŻ NIE JEST AKTUALNY
|
Jak prawidłowo dobrać zanęte
Tu można by pisać i pisać smaki, wielkości, pora roku – wszystko to stereotypy.
Ilość dobranej zanęty to pytanie pada najczęściej a odpowiedzi tyle ile pytań albo więcej, więc może przedstawię swój sposób myślenia dość racjonalny i prosty (proste jest lepsze). Po pierwsze ilość użytej zanęty uzależniam od danego łowiska i ilości populacji ryb, które mnie interesują (zawsze robię wcześniejszy wywiad co do wody, pytam miejscowych, czy też czerpię informacje z netu jak da radę).
Sprawa jest o tyle łatwa jeśli chodzi o samego karpia, ale jeśli w łowisku jest amur to automatycznie daną ilość zanęty mnożę dwa albo nawet trzy razy oczywiście jeśli chodzi o kulki, bo kukurydzy amur potrafi jeść na kilogramy nie wspomnę o ławicy np. 5 sztuk. Oczywiście większe średnice kulek eliminują nam w jakiś sposób drobnicę.
To samo jeśli chodzi o porę roku ujmę to sezonami i smakami żeby było łatwiej. Początek sezonu pół na pół OWOC/ŚMIERDZIEL raczej małe bądź średnie ilości w zależności od łowiska i jak wcześniej wspomniałem przewidywanej ilości. W sezonie głownie OWOC, ale czasem zdarzy się mania śmierdzielowa u Miśków, dość duże ilości. Koniec sezonu to głównie pora śmierdziela bynajmniej u mnie się często sprawdza czasem owoc złamany śmierdziuchem na różnych łowiskach i raczej małe ilości. |
|
      
|
Gdy robi się cieplej siadam na cały dzień. W tym przypadku sposób nęcenia różni się od poprzedniego, zarówno pod względem ilości, jak i użytej zanęty. Na łowisku melduję się skoro świt (lub nawet wcześniej) i siedzę do zmroku (czasem godzinkę więcej). Dlatego rezygnuje (zazwyczaj) z zanęty sypkiej a bazę zanętową stanowią konopie (ok. 60-70%), drobny pellet (20-30%) i niewielka ilość pokruszonych kulek...
|
|
|
|
|
|
|
|
SEZON 2010
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|